Skocz do zawartości

Motywacja do diety i odchudzania


Maciuś

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)
50 minut temu, Łabędź napisał:

To jest niesamowite, co osiągnąłeś. Naprawdę robi to wrażenie i jest mega imponujące. Już podziwiałem, ale powiem to jeszcze raz - brawo!

Dziękuję raz jeszcze, bardzo mi miło. Miałem właśnie do Ciebie pisać, bo ostatnio jak pisaliśmy to wspominałeś o swoim celu z redukcją tkanki tłuszczowej i chciałem zapytać jak Ci idzie?

Edytowane przez Seban
Opublikowano
2 godziny temu, Seban napisał:

zapytać jak Ci idzie?

Powoli, ale do przodu. Zmiany są zadowalające. Jak piszesz, po wadze to aż tam tego jakoś spektakularnie nie widać (choć też nie jest źle: na ostatnie zawody w pierwszy weekend października zszedłem do 66,3 kg, a jeszcze w lipcu było 72,2 kg) bo pracuję tez trochę nad korpusem, nad rękami, brzuchem - słowem: intensywniej włączyłem kalistenikę niż działo się to do tej pory, ale centymetry na obwodach pasa, talii, szyi uciekają aż miło. 

No i podstawa to micha - udało się zapanować nad śmieciami w menu, lody poszły w odstawkę (a bo i lato minęło, to latwiej), więcej wpada białka i zdrowych tłuszczów, mniej węgli i w zasadzie samo idzie... 

Przez zimę, a więc w moim przypadku przez okres minimalnego jeżdżenia na rowerze i praktycznie żadnych mocnych treningów wytrzymałościowych, planuję zrobić eksperyment i akcję na skalę, jakiej dotąd nigdy nie próbowałem - mocno przyciąć węglowodany na pewien czas, ograniczając do totalnego minimum lub nawet całkiem wyeliminować. Zobaczymy. Na razie jestem zadowolony z procesu i spokojnych efektów, samopoczucie i zdrowie nie siada, upór i determinacja się hartuje i umacnia - jest dobrze. 😎

Opublikowano
24 minuty temu, Łabędź napisał:

Powoli, ale do przodu. Zmiany są zadowalające. Jak piszesz, po wadze to aż tam tego jakoś spektakularnie nie widać (choć też nie jest źle: na ostatnie zawody w pierwszy weekend października zszedłem do 66,3 kg, a jeszcze w lipcu było 72,2 kg) bo pracuję tez trochę nad korpusem, nad rękami, brzuchem - słowem: intensywniej włączyłem kalistenikę niż działo się to do tej pory, ale centymetry na obwodach pasa, talii, szyi uciekają aż miło. 

No i podstawa to micha - udało się zapanować nad śmieciami w menu, lody poszły w odstawkę (a bo i lato minęło, to latwiej), więcej wpada białka i zdrowych tłuszczów, mniej węgli i w zasadzie samo idzie... 

Przez zimę, a więc w moim przypadku przez okres minimalnego jeżdżenia na rowerze i praktycznie żadnych mocnych treningów wytrzymałościowych, planuję zrobić eksperyment i akcję na skalę, jakiej dotąd nigdy nie próbowałem - mocno przyciąć węglowodany na pewien czas, ograniczając do totalnego minimum lub nawet całkiem wyeliminować. Zobaczymy. Na razie jestem zadowolony z procesu i spokojnych efektów, samopoczucie i zdrowie nie siada, upór i determinacja się hartuje i umacnia - jest dobrze. 😎

Ekstra. Trzymam kciuki za powodzenie i życzę jak najwięcej sukcesów. Bardzo rozsądny plan i podejście. Nie mam wątpliwości, że wszystko Ci się uda.

Opublikowano

@Seban świetnie efekty. Już nie raz to pisałem,ale w tym temacie opisałeś bardzo dużo;) , dewiza "chcieć, to móc" jest w 100% prawdziwa

Ja dodam tylko coś jeszcze,że musi być ten bodziec,dzięki któremu zaczniemy.

W moim wypadku był to filmik,na którym stałem bokiem,a nie tak jak zwykle przed lustrem,przodem,wyprostowany i z wciągniętymi podbródkami :S 

 Kolejnym krokiem,było założenie listy,gdzie za każdym razem,jak danego dnia ćwiczyłem dawałem sobie punkcik.Motywuje to do systematyczności :) 

  • Lubię to! 1
Opublikowano
3 godziny temu, Accent_Szaj napisał:

@Seban świetnie efekty. Już nie raz to pisałem,ale w tym temacie opisałeś bardzo dużo;) , dewiza "chcieć, to móc" jest w 100% prawdziwa

Ja dodam tylko coś jeszcze,że musi być ten bodziec,dzięki któremu zaczniemy.

W moim wypadku był to filmik,na którym stałem bokiem,a nie tak jak zwykle przed lustrem,przodem,wyprostowany i z wciągniętymi podbródkami :S 

 Kolejnym krokiem,było założenie listy,gdzie za każdym razem,jak danego dnia ćwiczyłem dawałem sobie punkcik.Motywuje to do systematyczności :) 

Dziękuję.

Zapomniałem o najważniejszym. Mianowicie chodzi o dietę. Owszem, nie jest to nic nowego, ale chodzi bardziej o korzystanie z węglowodanów. Otóż jestem zdania, że nie trzeba z nich rezygnować. W sportach takich jak kolarstwo czy sporty siłowe nawet nie bardzo miałoby to sens. Są oczywiście przypadki w których ludzie stosując dietę ketogeniczną na ketozie bawią się w sporty siłowe. Aczkolwiek nie słyszałem ani nie czytałem jeszcze o kolarzach na ketozie. W moim przypadku podejście jest takie, aby stosować węglowodany okołotreningowo. Czyli po przebudzeniu (czyli wtedy gdy organizm wychodzi z głodówki która ma miejsce podczas), np. moja niezawodna bomba energetyczna to talerz płatków owsianych górskich na wodzie, łyżce miodu z rodzynkami, orzechami i bananem. Takie śniadanie budzi mnie natychmiastowo i o wiele lepiej niż kawa i zapewnia energię do późnego popołudnia. Po treningu przykładowo spożywam np. jogurt naturalny z płatkami owsianymi i borówkami. Generalnie koncentruje się na prostych i podstawowych rozwiązaniach. Wierzę, że nie ma w tym żadnej inżynierii rakietowej. Dostarczasz niezbędne białka, tłuszcze i węglowodany a później kiedy nie uprawia się aktywności można zastosować elementy diety ketogenicznej, czyli spożywać białka i tłuszcze. Oczywiście mówię jak to wygląda w moim przypadku a nie jak powinno wyglądać dla każdego, bo każdy inaczej reaguje na poszczególne makroskładniki, ma inne predyspozycje i musi wsłuchać się w potrzeby swojego organizmu i trzymać się tego co działa dla niego najlepiej.

Kolejną kluczową kwestia jest cardio czyli wysiłek aerobowy. Niezależnie od tego czy ktoś jest na masie czy redukcji, warto zawsze je robić, oczywiście stosownie dobierając czas i obciążenie. Nie trzeba trenować do zajazdu i treningi HIIT nie są jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu, można np. stosować treningi LISS czyli niższa/średnia intensywność. W przypadku cardio wewnątrz budynków obecnie stosuje maszerowanie na bieżni na maksymalnym nachyleniu. Co jakiś czas zmieniam cardio (np. z bieżni na stepper) lub ustawienia obecnego. Jak pogoda ładna to nie siedzę ani sekundy na robieniu aerobów w siłowni i wychodzę na rower. Moim zdaniem najlepsze cardio to takie, które angażuje najwięcej mięśni i w których np. stoimy zamiast siedzieć. Cardio w plenerze daje lepsze dotlenienie. Im ciężej ciśniemy z cardio w sensie intensywności tym większy jest udział węglowodanów niż wolnych kwasów tłuszczowych. Oczywiście tak jak pisałem wcześniej, tu każdy musi znaleźć to co mu pasuje i to czego się będzie trzymał, bo jak się pójdzie za ostro to łatwo się zniechęcić i nie będzie się w stanie tego wykonywać regularnie przez dłuższy czas. Można biegać, ale można też i chodzić, co będzie trwało dłużej ale z cierpliwością, determinacją i dyscypliną można nawet maszerując osiągnąć to samo co biegnąc.

O jedzeniu należy pomyśleć w taki sposób, żeby jeść aby żyć a nie żyć żeby jeść. Traktować to jak dostarczanie paliwa maszynie, bo w istocie każdy organizm jest maszyną i to my definiujemy sobie jaką maszyną, maszyną do spalania tłuszczu, maszyną do nabierania tłuszczu będąc tylko dekoracją kanapową. Zdrowe jedzenie po właściwej adaptacji czyli dobrym skomponowaniu diety i trzymaniu się jej zamiast tylko odliczaniu dni do posiłków oszukanych nie jest męczarnią i stanie się codziennością. Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że podejmuje się decyzje o zmianie i zaraz myśli kiedy będzie pierwszy cheat meal. Tzn. można, bo każdy ma inne cele sportowe czy sylwetkowe i inny organizm i przede wszystkim inną psychikę, bo to ona nas pchnie albo w dobrym kierunku albo do tego żeby się poddać czy sobie co nieco poluzować.

Esencją zabawy z własną sylwetką jest traktowanie tego właśnie jak zabawa. Entuzjastyczne i optymistyczne podejście, słuchania organizmu, sprawdzania na sobie różnych możliwości których jest całe morze, ciągła nauka, wyciąganie poprawnych wniosków i ciągłe samodoskonalenie.

Z czasem staje się to dużo prostsze niż na początku.

Opublikowano
18 godzin temu, Seban napisał:

moja niezawodna bomba energetyczna to talerz płatków owsianych górskich na wodzie, łyżce miodu z rodzynkami, orzechami i bananem.

To mój as w rękawie jako posiłek przedstartowy w dzień zawodów. Albo przed intensywnymi treningami, wycieczkami. Zamiast miodu czasem urozmaicam syropem klonowym. Rodzynki stosuję wymiennie z suszonymi śliwkami, jagodami goji, suszonymi daktylami. Orzechy czasem wymieniam na ziarna słonecznika. Jakkolwiek by nie urozmaicać, to niczego lepszego od owsianki na wodzie na posiłek przed startem nie odkryłem jak do tej pory. Miliony koni nie mogą się mylić - jedzmy owies. ;)

18 godzin temu, Seban napisał:

Generalnie koncentruje się na prostych i podstawowych rozwiązaniach. Wierzę, że nie ma w tym żadnej inżynierii rakietowej. Dostarczasz niezbędne białka, tłuszcze i węglowodany a później kiedy nie uprawia się aktywności można zastosować elementy diety ketogenicznej, czyli spożywać białka i tłuszcze. Oczywiście mówię jak to wygląda w moim przypadku a nie jak powinno wyglądać dla każdego, bo każdy inaczej reaguje

Ale tak się składa, że i u mnie to się zdecydowanie sprawdza i szybciej przynosi oczekiwane efekty. Prostota w tym wypadku jest dobrym kierunkowskazem. Właśnie na zimę też zamierzam zapuścić się w dzikie rejony ketozy.

18 godzin temu, Seban napisał:

Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że podejmuje się decyzje o zmianie i zaraz myśli kiedy będzie pierwszy cheat meal.

 W ogóle dopuszczanie do siebie myśli o "cheat meal" to w gruncie rzeczy trochę pułapka. Permanentnie stawia nam psychikę w miejscu zniewolenia na codzień, jakiegoś okrutnego ograniczenia "dietą", katorżniczego poświęcenia i niepotrzebnych wyrzeczeń. A to wszystko po to, żeby raz na jakiś czas móc się z tego "zniewolenia" wyrwać i sobie wreszcie pozwolić zaszaleć. Zaszaleć czyli co? W zasadzie nawrzucać do brzucha śmieci i nic nie dających, bezwartościowych zapychaczy, bo w gruncie rzeczy tym są w większości posiłki, które zazyczaj wybieramy jako cheaty.

Myślenie o sposobie odżywiania, o dostarczaniu dobrze skomponowanego paliwa, jako o "diecie" (w sensie: czymś ograniczającym) to właśnie takie samobiczowanie się, bo nie powinno to być czasowym ograniczeniem wolności, tylko stałą zmianą nawyków żywieniowych na zdrowsze. Cheat meal to po prostu zdrada. To trochę tak, jakby rzucając palenie, zapalić sobie jednego w nagrodę w niedzielę, bo przez cały tydzień się nie paliło. A prawda jest taka, że nie pali się tak długo, jak dużo czasu mija od ostatniego papierosa. A nie od wtedy, gdy się podjęło decyzję o rzucaniu. 

Tym bardziej, że jak piszesz:

18 godzin temu, Seban napisał:

Esencją zabawy z własną sylwetką jest traktowanie tego właśnie jak zabawa. Entuzjastyczne i optymistyczne podejście, słuchania organizmu, sprawdzania na sobie różnych możliwości których jest całe morze, ciągła nauka, wyciąganie poprawnych wniosków i ciągłe samodoskonalenie.

No dokładnie, nic dodać, nic ująć. Tak samo z tak zwaną dietą. Zwłaszcza że wartościowa micha nie musi być niesmaczna, nie musi być nudna, nie musi być monotonna. Może być wspaniałą przygodą.

Opublikowano (edytowane)

@Łabędź i to jest właśnie mentalność prawdziwego zwycięzcy w tym co napisałeś i to mi się podoba. Nigdy nie trać w sobie takiego podejścia ani nie pozwól żeby ktokolwiek lub cokolwiek je w Tobie zabiło 👍

Natomiast co do samej motywacji, to są ludzie którzy uważają że na wygląd nie ma się wpływu i ja się z tym nie zgadzam. Ja uważam, że nigdy nie wolno akceptować to na czego zmianę mamy wpływ i szukać sobie wymówek w stylu, że jest się "pięknym inaczej", "szczupłym inaczej" albo "mnie stać na bycie grubasem" - z jednej strony każdy robi co chce i wygląda jak chce i drugiej osobie nic do tego. Należy się jednak liczyć z tym, że żyjemy w społeczeństwie gdzie są także ludzie którzy mówią co myślą co nie koniecznie może być dla kogoś miłe, ale nie można mieć pretensji do kogoś, że powiedział jak sytuacja wygląda tylko do siebie że się do niej doprowadziło. Jest takie powiedzenie, że jak Cie widzą tak Cie piszą, więc nie da się uniknąć oceny wyglądu przez innych. Są na to dwa sposoby, albo wyciszyć w sobie te głosy, albo uczynić z nich broń i walczyć z tym.

Ja chciałem aby mój wygląd odzwierciedlał to co we mnie jest najlepsze czyli determinację i upór. Nie wiem czy do końca mi się to udało. Z jednej strony ludzie na oczach których przeszedłem swoją metamorfozę byli w szoku, ale również spotkałem się z opiniami, że wyglądam jak śmierć. W każdym razie ja to zamieniłem w pozytyw, jeżeli ktoś uważa że wyglądam jak śmierć to niech się lepiej pilnuje żebym po niego nie przyszedł :D

Kolejna kwestia to mentalność którą warto zmienić z "nie mogę", "nie dam rady", "tego nie zrobię", albo "zacznę od poniedziałku" na "mogę", "dam radę", "tak właśnie zrobię" i "zrobię to teraz i natychmiast". 

Wchodząc na nowe i nieznane należy patrzeć na dwie rzeczy, to jaki chcemy osiągnąć cel i jeżeli to jest wygląd to wizualizować sobie to jak chcemy wyglądać oraz to jak wyglądaliśmy i jakie opinie słyszeliśmy na swój temat. Można je zagłuszać, ale można też je wykorzystać. Oczywiście to zależy od psychiki. Jednego to będzie jeszcze bardziej dołować a w drugim będzie wzbierała złość. Ta złość może okazać się przydatna do przełożenia tej energii na osiąganie celu. Nigdy, ale to przenigdy nie należy zakładać że na początku jakiejkolwiek drogi, że nie ma ona sensu, że to się nie uda. Należy chociaż spróbować dać z siebie to co najlepsze i przejść tą drogę do końca.

Nie wiem czy będę w stanie rozłożyć determinację na czynniki pierwsze, ale spróbuję. Dlaczego pracujemy? Żeby zarabiać pieniądze. Po co zarabiamy pieniądze? Żeby żyć. A więc w każdym jest instynkt samozachowawczy. Ja widzę świat w czarno-białych barwach i w zerach i jedynkach dlatego wyodrębnienie kwestii nieistotnych od istotnych jest dla mnie prostsze i dlatego dążę do celu z uporem maniakalnym, bo nawet najprostsze rzeczy podnoszę do sytuacji walki o życie. Jedni mogą to nazwać chorobą psychiczną. Ja natomiast nazywam to skutecznością w działaniu i podobną analogie można zastosować w walce o lepszą formę i samopoczucie, ale jak również pisałem wcześniej, to z kolei uwarunkowane jest tym jak bardzo czegoś chcemy. Więc w moim przypadku kiedy przejście paru metrów było wyzwaniem to była już kwestia życia i śmierci bo jeszcze trochę bym się tak prowadził jak kiedyś prowadziłem to mogłyby dojść gorsze komplikacje. To jest oczywiste, ale nie każdy tego słucha a jak słucha nie do końca rozumie. Co prawda nigdy nie jest za późno, ale nie warto czekać zbyt długo.

 

70938657_2592725800750010_6242184594741788672_n.jpg Bez tytułu2.jpg

Edytowane przez Seban
Opublikowano

Czym innym jest chyba w kwestii walki o własny wygląd próżne dążenie do bycia po prostu pięknym, a czym innym jest pozbywanie się niezdrowej nadwagi. Dorota Wellman może i sobie mówić, że jest "piękna inaczej", ale w jej wypadku nie oznacza to wcale, że jest brzydka, bo w zasadzie jest całkiem ładną kobietą. Ani to jej zasługa, ani też nie ma zbyt wielu możliwości, żeby być piękniejszą w sensie estetycznym, czyli jeśli mówimy o rysach twarzy, typie urody itp. Natomiast jest z pewnością za gruba i po prostu nie jest to zdrowe.

Owszem, na urodę nie mamy za dużego wpływu, podobnie jak na wzrost. Ale masa ciała, jego sprawność, kondycja i zdrowie w dużej mierze od nas zależy i mamy na to wpływ. Rezygnowanie z pełni funkcjonalności naszego ciała jest marnotrawstwem, jest zbrodnią przeciwko samemu sobie ale i ludzkości, bo w konsekwencji prowadzi do szeregu chorób, których leczenie będzie obciążało nasz wspólny ZUS. A tekst "mnie stać na bycie grubasem" jest sam nie wiem czy bardziej głupi, czy bezczelny. 

 

Patrząc na zestawienie dwóch Twoich zdjęć twarzy, uśmiechających się obok pani |Dorotki, uważam, że oba @Sebany wyglądają miło, sympatycznie i równie przystojnie, choć tego nie mi oceniać. Z tym, że zdrowo wygląda tylko ten z kucykiem na brodzie. Ten drugi, mimo, że równie sympatyczny, wygląda jak potencjalna ofiara chorób wieńcowych. Który nie wiele może, który jest słaby i szybko się męczy. Ten z kucykiem - wygląda jak ktoś, kto może wszystko. Wolę móc wszystko, nawet jeśli miałbym komuś wyglądać jak śmierć. :D 

Opublikowano (edytowane)

Teraz chodzę bardziej ponury i smutny jak mi relacjonują inni, ale jak ja im odpowiadam jestem nadal pogodny wewnętrznie. Co do bycia ponurym to słów kilka o niskim poziomie tkanki tłuszczowej. Nie jest to dobre ani zdrowe w dłuższej perspektywie. Już wyjaśniam dlaczego:

- mniejsza ochrona narządów wewnętrznych w przypadku urazów brzucha
- wahania nastroju
- zimno, już w październiku zakładałem nie raz kurtkę zimową

Dlaczego zatem schodzę nisko z tkanką tłuszczową? Bo taką wersję siebie preferuję bardziej. Jedni mogą to nazwać głupotą inni choroba psychiczną porównywalną do tych anorektyczek które mają obsesje na punkcie odchudzania. Być może coś w tym jest i z jednej skrajności, bycia ekstremalnie otyłym jak na swój wzrost, wpadłem w drugą skrajność, bycie ekstremalnie wychudzonym. Mi to przynosi satysfakcje i radość, nie głoduję, ani się nie katuję chociaż jak ktoś z bardziej zdroworozsądkowym podejściem na to spojrzy to może uznać, że tylko oszukuję samego siebie i że pozostał mi jakiś kompleks, że boję się przytyć nawet niewiele bo nie muszę już "walczyć o życie".

Lubię testować siebie, swoją psychikę i swój organizm oraz obserwować co z tego wyjdzie. Czego oczywiście nie polecam każdemu, ale taki jest mój wybór i hobby w wolnym czasie jakkolwiek i ktokolwiek to osądzi. Lubię bawić się swoim wyglądem, lubię aktywność. Podobnie jak byłem nad przepaścią gdy byłem otyły, gdybym staną ponownie nad drugą przepaścią i gdybym zszedł za nisko to włączyłby mi się bezpiecznik, nie jestem samobójcą. To jest mój sposób rozładowania złej energii i odreagowywania. Niektórzy kwestionują czy jest to zdrowe. Bo kiedyś chudłem znacznie więcej w szybkim czasie, ale uważam że obecnie mam to wyważone. Na 5 dni treningowych robię 2 dni regeneracyjne. Ostatnią redukcję z 72 kg do 54,9 zrobiłem od maja 2019 do października 2019. Uważam, że na tyle znam swój organizm i potrafię czytać jego sygnały, że gdyby działo się coś złego to wiem kiedy wyhamować. Gdybym chciał się zabić to zrobiłbym to natychmiast a nie rozciągał w czasie.

Dlatego pamiętajcie aby w swoich działaniach nie zabrakło równowagi i zdrowego rozsądku. Jeżeli czujecie, że potrzebujecie odpocząć, to odpocznijcie. Nie myślcie o tym w kwestii porażki czy zrobieniu kroku do tyłu, ale kroku na rozpęd do jeszcze większego skoku.

Regeneracja i odpoczynek jest tak samo ważna jak odżywianie się, o ile nie najważniejsza.

Edytowane przez Seban
Opublikowano

We wszystkim ważny jest przede wszystkim umiar i harmonia. Jasne, że tkanka tłuszczowa jest niezbędna i dla zdrowia konieczna, ale są na to pewne dawno odkryte i na dziesiątą stronę ustalone normy dla każdej grupy wiekowej obu płci, nie ma tu co odkrywać Ameryki, można spokojnie znaleźć informacje w pierdyliardzie źródeł o idealnych poziomach tkanki tłuszczowej. Ty zszedłeś oczywiście hardkorowo nisko i w mocnym tempie, za co głównie szacun, bo obnaża to przede wszystkim Twoją determinację i upór. Czy to zdrowe? Jak każda przesada - pewnie nie jest to rozwiązanie optymalne, w naturze zawsze najlepszy jest złoty środek i tak też jest z procentem tkanki tłuszczowej. Ale są zagrożenia większe i mniejsze. Z dwojga złego, chyba mniej niebezpieczny jest zbyt niski poziom tłuszczu niż zbyt wysoki... Choć jak powtarzam, dla mnie najbardziej interesujące są "złote wartości", czyli te idealne proporcje, gdzieś po środku. 

U mnie poziom tkanki tłuszczowej oscyluje w granicach niemal 20% (maksymalna wartość, gdy byłem najgrubszy w swojej historii i nie czułem się z tym za dobrze), po 17 - 18% obecnie. Najmniejszą zarejestrowaną u siebie wartość miałem na poziomie 16%. Czy to źle? No jak przypatrzeć się tabelom:

Tkanka-tluszczowa-wykres.thumb.jpg.3b617cce3d19d629ad402298284b7b71.jpg

To nie jest źle, biorąc pod uwagę, że jako facet w wieku 39 lat nigdy nie widziałem u siebie wartości poza "zielonym" polem. Niby spoko. Ale chciałbym siebie zobaczyć w przedziale 12-15%. Nie ciągnie mnie do wartości poniżej 10%, choć z ciekawości chciałbym wiedzieć jak bym się wtedy czuł, jaką miałbym wydolność, siłę, sprawność. Ale nie jest to moim celem. Na przyszły sezon startowy chciałbym ściąć się do tych właśnie 12-15%, spokojnie, konsekwentnie, w zdrowym tempie. Przy odpowiednim, zbilansowanym sposobie odżywiania, przy rozsądnej dawce wysiłku i ćwiczeń, przy odpowiedniej ilości odpoczynku i czasu dla rodziny. W każdym razie, wpisy takie jak Twój udowadniają każdemu, komu wydaje się, że "za uja nie ma bata", że się da i że można.   

Opublikowano

Trucizną może być wszystko, kwestia jedynie dawki ;) 

Balans i równowaga to kolejny zestaw kluczy do osiągnięcia satysfakcji i jakiegoś tam osobistego spełnienia. Badania badaniami, ale to ostatecznie my określamy jak wysoko lub jak nisko stawiamy sobie poprzeczkę.  Są też przypadki które przeczą medycynie i badaniom. Także nie do końca warto jest się ślepo zapatrywać w same dane, choć warto je również mieć na uwadze.

Mądry człowiek powinien zawsze kwestionować wszystko, ale nie powinien także lekceważyć dobrych i mądrych rad.

Opublikowano (edytowane)
25 minut temu, Seban napisał:

Także nie do końca warto jest się ślepo zapatrywać w same dane, choć warto je również mieć na uwadze.

Koniec końców, najważniejsze i najlepsze co można z tego wyciągnąć (i Twój los zdaje się być tego doskonałym przykładem): taka praca nad sobą da jedno - umiejętność słuchania swojego organizmu i odpowiedniego odczytywania jego sygnałów. Coś, w co natura tak pięknie nas wyposażyła, a co zagłuszyliśmy przez wieki postępu cywilizacyjnego.

Edytowane przez Gość
Opublikowano (edytowane)

Powiem wprost, olewałem lekarzy, badania, olewałem przez większość czasu też i dobre rady oraz głos rozsądku do momentu gdy nie przekonałem się na własnej skórze o prawdziwości tego co przeczytałem lub usłyszałem. Co nie znaczy, że polecam każdemu robić to samo. Sami oceńcie ryzyko, co macie do stracenia oraz korzyści jakie z tego wynikną. Kolejnym aspektem mojej determinacji jest to, że działam jak człowiek który nie ma nic do stracenia. Te kiczowate teksty "Żyj jak jutra miałoby nie być" czy "Żyj nie żałując niczego" to może nie tyle moje ulubione motta, ale tak właśnie działam. Nie uznaje półśrodków i chcę być jak najbardziej skuteczny. Liczę się z konsekwencjami i jestem gotowy zapłacić każdą cenę jeśli się uprę na osiągnięcie jakiegoś celu dlatego w swoich działaniach jestem skuteczny i nie żałuję nawet największych głupot do których szybkie odchudzanie można zaliczyć, bo wtedy zostaje nadmiar skóry, ale u mnie nie zostało tego aż tak tyle żebym nie mógł z tym żyć. Niemniej jednak, jeżeli to jest dla kogoś ważne i nie będzie w stanie poradzić sobie z konsekwencjami, to nie róbcie tak. Lubię to co robię jakkolwiek skrajne, radykalne, czy absurdalne się to wydaje nawet jeśli byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu. 

Takie podejście może się wydawać nierozsądne, ale z drugiej strony nic mnie nie powstrzymuje przed osiągnięciem danego celu. W aspekcie psychologicznym lęki, obawy i niepewność są tym co hamuje nas przed ruszeniem z miejsca bądź pójściem dalej gdy już ruszyliśmy i gdzieś doszliśmy. Dlatego w tej sytuacji należy się ich pozbyć. Dlatego ludzie powtarzają, że głowa jest najważniejszym elementem. Nigdy nie hamować głodu sukcesu. Nie powstrzymywać ciekawości. A jeżeli coś się już osiągnęło to trzeba mieć na względzie, że zawsze można zrobić więcej i lepiej a jeśli chodzi o rywalizację np. w kolarstwie czy w każdej innej dziedzinie, to mieć na względzie że ktoś inny trenuje ciężej i więcej i by nie odpuścił. To jest mentalność zwycięzcy właśnie. Oczywiście jeżeli ktoś dołoży więcej rozsądku i zrobi to powoli i małymi kroczkami to też jest zwycięzcą. Kwestia tego co kogo i w jakim tempie zadowala. Cierpliwość nie zawsze jest moją mocną stroną i na ogół jak czegoś chcę to chcę tego "na wczoraj".

Póki co żyję i mam się dobrze.

Edytowane przez Seban
Opublikowano

Gratulacje, przemiana o 180 stopni, zdrowia, kondycji i wielu pokonanych kilometrów

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano
W dniu 5.06.2019 o 07:03, annastaw napisał:

Z ta motywacją jest najtrudniej. Pamiętam, ze jak w przeszłości się odchudzałam to miałam największy problem własnie ze zmotywowaniem się do ćwiczeń i bardzo często był to u mnie jedynie słomiany zapał. Ćwiczyłam przez kilka tygodni, potem przestawałam ćwiczyć i efekty szybko zanikały (  o ile zdążyły się jakieś pojawić).

W tym roku jednak od stycznia intensywnie trenuję i raczej nie przestanę bo znalazłam kilka dobrych sposobów na takiego własnie lenia. Po pierwsze nie narzucam sobie zbyt męczących treningów ale takie na jakie moge sobie pozwolić.

Po drugie  znalazłam sobie koleżanke z którą ćwiczę. 

Co do kogoś z kim można ćwiczyć to dobry pomysł. Razem z koleżanką z pracy ćwiczymy turbo spalanie Chodakowskiej (http://dietoteczka.pl/ewa-chodakowska-turbo-spalanie-efekty-cwiczen-z-chodakowska/) i widać już pierwsze efekty. ☺️

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

ja od 2 miesięcy dużo cwiczę, 3 razy w tygodniu siłownia + dodatkowo zażywam suplement Silvets ten, który powoduje że czuje sie syta przez dłuższy czas i nie muszę podjadać + dieta, dieta ( ja unikam nabiału oraz glutenu) więcej owocow i warzyw, mało przetworzonej żywnosci, dużo wody ;)  i jest zmiana -7kg  

  • Lubię to! 1
  • 9 miesięcy temu...
Opublikowano

Myślę, że nie ma jednej skutecznej diety. Pod uwagę należy wziąć wiele czynników. Ja niedawno konsultowałam się ze specjalistą z ośrodka Nasza Klinika w Ożarowie Mazowieckim. Przy układaniu diety wziął pod uwagę moje preferencje żywieniowe, styl życia, wagę, aktywność fizyczną oraz wiele innych czynników. Stosuję się do diety już drugi miesiąc i udało mi się zrzucić 4 kilogramy. Moim celem jest 12 kg do nowego roku.

Opublikowano (edytowane)

Wiecie co mi daje najwiekszą motywację? Robienie sobie zdjęć sprzed schudnięcia i po schudnieciu. Podobnie jest z ćwiczeniami. Kiedy codziennie oglądamy się w lustrze, nie jesteśmy czesto w stanie stwierdzić jakie są zmiany w wyglądzie. Dopiero dokumentacja jest w stanie pokazać nam jakie rezultaty osiągnęlismy.  A świadomość tego, ze cwiczenia oraz dieta pomagają, daje jeszcze wiekszego kopa do schudnięcia. Sam obecnie schudłem dosć sporo, jestem na etapie ćwiczeń. Tak wiec waga przestaje być dla mnie ważna, ważniejsze jest dla mnie nabieranie mięśni.  https://nowagazeta.pl/artykul/krem-na-cellulit-vialise/1000932

Edytowane przez tomekwck
  • Lubię to! 2
  • 8 miesięcy temu...
Opublikowano (edytowane)
6 minut temu, frydkowa napisał:

 probowalam diet, zdrowego jedzenia, pilnowac godzin i dupa... ciagle cos :(

Widocznie możesz jeszcze mieć za mało aktywności fizycznej. Ja zszedłem do 87kg ze 133, marzec byłem unieruchomiony w lozku i nie pilnując kcal waga wskoczyła na 92kg. Przez kwiecień powoli i systematycznie waga zeszła do 88.5kg i robi to mozolniej, niż kiedyś było, mimo że mam więcej ruchu niż kiedyś. Od siebie dodam, że wg moich obserwacji chyba najgorzej wychodzi jedzenie kolacji po 19, a najlepiej jest koło 18. Warto się nie poddawać i iść w zaparte, bo tylko to wtedy gwarantuje sukces. 

Edytowane przez ct65
Opublikowano

Co do systematycznych posiłków to pocieszę Cię, bo też się ich zbytnio nie trzymam, jedynie kolację jem średnio o 18. Rozumiem Cię doskonale, ale nie pomyślałaś może o tym, by z mężem pogadać, by znalazł pracę na miejscu? Byłyby same plusy, bo nie przegapialby dorastania pociech, byście mieli więcej czasu dla siebie, a i wtedy łatwiej byłoby o większą aktywność. Ja ze swoją drugą połówką robię wszystko wspólnie. Razem spacerujemy, jeździmy na rowerach, odpoczywamy itd. Obowiązki domowe wykonujemy obydwoje, nie ma wyróżnień, że jedno zasuwa, a drugie ma to gdzieś. Obydwoje tez pracujemy, no ale fakt, ja dzieci nie mam. Wg mnie pieniądze to nie wszystko i mąż też powinien Cię w wielu rzeczach odciążać, bo tak tylko się zajeździsz.

 

KonradTrek800
Opublikowano

Frydkowa nie jestem żadnym specem od odchudzania bo sam mam nadwagę (latem chudnę, zimą tyję). Po pierwsze problem otyłości jest w głowie. Co można to trzeba naprawić. Każdy ma inne problemy więc to sprawa indywidualna, wiadomo pieniądze, choroba, praca itp. Zamiast czytać i szukać łatwych rozwiązań tak jak ta idiotyczna dieta "przywozowa" to kolejny krok do marnowania pieniędzy! Na mnie dobrze działa i w sezonie systematycznie chudnę:
1.  Sen to podstawa. 8 godzin dla osoby, która aktywnie ćwiczy codziennie to optimum. Minimum 7 godzin.
2.  Mit regularnych posiłków. Pracując na etacie tego nie da się kontrolować. Po prostu jak najwięcej ale małych posiłków. No i bez dopychania. Zawsze musi być niedosyt. Ja kocham mięso więc ograniczenia były trudne ale mały kroczek to taki, że nigdy nie jem mięsa, wędliny na kolację. Ostatni posiłek o 18:00. Wstaję codziennie 6:30. Śniadanie ok 8:00, pracuję zdalnie przy kompie. Staram się zasypiać przed 12.
4. Mocny alkohol 0!!! Nawet nie wspominam o fajkach, bo nie sądzę aby matka dzieciom paliła?
5. Sport. Musisz wybrać dla siebie aktywnosć, która sprawia ci przyjemność i to taka, kórą będziesz mogła wykonywać do końca życia. U mnie to rower i rzadziej basen. Moja żona wyłącznie Joga i sporadycznie wycieczka rowerowa ale to rekreacja a nie pot.
Trzeba być szczerym i jasno powiedzieć. Masz poważną otyłość. Ćwicząc co drug dzień tak aby palić 1000cal na jednym treningu jesteś w stanie miesięcznie chudnąć 3kg. 10kg zrzucisz szybko ale dalej będzie trudno. Jeśli już chcesz wydawać pieniądze na pomoc to idź na konsultację do profesjonalnego dietetyka. Nie czytaj głupot internetowych nt. cudownych diet. Sposób na chudnięcie jest jeden od zawsze i dla wszystkich: Sen, sport, ujemny bilans kaloryczny. To proste jak konstrukcja cepa. Wzmocnij swoją psychikę i walcz!

  • Lubię to! 1
  • 2 miesiące temu...
Opublikowano

Mimo, że miesięcznie jeżdżę ok. 400 km na rowerze to tłuszczyk na boczkach mi się ciągle odkładal, bo niestety lubię sobie pojeść… Znajoma namówiła mnie na dietę 1:1. Po tej diecie całkowicie zmieniłam myślenie o odchudzaniu. Już wiem, że nie trzeba się głodzić, żeby schudnać, a można jeść smaczne, różnorodne posiłki, nie tylko sałatę :D Osobiście zakochałam się w ich makaronie z sosem serowym. Mniemmm. Polecam tym, którzy chcą schudnąć, a lubią dobre jedzenie.
 

Opublikowano (edytowane)

@istaprzy tych 400km miesięcznie zależy jeszcze jakie dystanse robisz jednorazowo i przy jakim wysiłku. Jeśli bardzo krótkie i rekreacyjne, to masz odpowiedź, dlaczego się tłuszczyk odkładał. W jakich porach się je, też ma duże znaczenie, zwłaszcza przy kolacji. 

Robię jednorazowo dystanse min 60-90km, w mocniejszym wysiłku, przy średnim spalaniu średnim spalaniu 2k kcal. Jem co chcę (ostatnio całkowicie puściłem hamulce, nie liczę zjedzonych kalorii i wciągam dużo słodkiego, nawet przed snem) i nie mam problemów, by organizm cokolwiek odkładał. Tylko fakt, mam pracę fizyczną, w której też się nie oszczędzam, a i dystanse miesięczne są w granicach 800-1000km.

Co do makaronu, wszędzie piszą, że jest nie zdrowy i bardzo długo jest strawiany, przez co zalega w żołądku. Z moich obserwacji to prawda, przy codziennych zupach z makaronem, zamiast chudnąć, waga wzrastała, zwłaszcza, jak był czas, że nie trenowałem, tylko wysiłek miałem w pracy. No i jeszcze z serem, to już wgl masz bombę kaloryczną 😉

Edytowane przez ct65
Opublikowano

Przecież to spam, reklama. Nie gadaj z tymi nowymi fałszywymi kontami.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...