Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 (edytowane) Nigdy nie byłem sportowcem. Zawsze byłem chorowity. Praktycznie całe dzieciństwo usiane było nieustannymi infekcjami dróg oddechowych, co niejednokrotnie kończyło się wielomiesięcznymi zwolnieniami z zajęć sportowych w szkole. Sytuacja ta w połączeniu z zamiłowaniem do gier komputerowych powodowała, że nigdy nie byłem szczupły. Dopiero gdzieś tam grubo po dwudziestce naprawdę dobry lekarz uświadomił mi, jak bardzo krzywdzącym ludzi mitem jest stwierdzenie, że „migdałki są naturalną barierą przed infekcjami”. Migdały usunąłem, infekcje się skończyły, co w połączeniu z wieloma pozytywnymi impulsami dało możliwość zawalczenia o zdecydowanie lepsze zdrowie. I był to najwyższy czas, bo waga przekroczyła już od jakiegoś czasu 100 kilogramów, a ja z przerażeniem zorientowałem się, jak trudne staje się dla mnie zasznurowanie butów, czy obcięcie sobie paznokci u stóp... Dzięki wiedzy zdobytej po części na studiach i po części z książek o diecie Montignaca, a także fenomenalnym wsparciu pewnej trenerki udało mi się skutecznie zmienić swoje nawyki żywieniowe, swój sposób życia, co spowodowało pozbycie się 26 nadmiarowych kilogramów i uzyskaniu sylwetki, która nie powodowała kręcenia głową z zażenowaniem podczas przeglądania się w lustrze. Miało to miejsce w 2013 roku, który sportowo był moim najlepszym w życiu. Nie dość, że pomogłem samemu sobie to jeszcze mimowolnie stałem się swego rodzaju inspiracją dla osób, które również do tej pory nie miały ze sportem wiele do czynienia. Zobaczyli grubaska, który na starym, prawie pełnoletnim rowerze robi trasy po sto i więcej kilometrów, chudnie, nabiera mięśni i ... chyba uwierzyli, że skoro ja mogłem coś zrobić, to oni też. Oczywiście jak to bywa z dietami, nie utrzymałem pełnego reżimu, choć grubo ponad rok waga z rekordowego 79,5kg wzrosła tylko do 82-83. Oczywiście kondycja nie była już tak super... Potem przeprowadzka do Szwajcarii, rozpoczęcie nowego życia i próba utrzymania wagi. Z początku mi się to udawało, ale potem zacząłem sobie wmawiać, że przecież jak będę sobie od czasu do czasu folgował to nic się nie stanie. W dodatku miało to miejsce w 2016 roku, a w 2015 zrobiłem rowerowy rekord - 3000 km w rok + bieganie, szykowanie się do własnego ślubu i wydawało mi się, że jestem bogiem. W 2016 zrobiłem połowę dystansu, zdrowa dieta prysła niczym czar i ... przywaliłem. Obudziłem się na początku 2017 roku z wagą 93, a przecież w maju Teneryfa, w lipcu ślub znajomej i trzeba wejść w garniak z wagi 82 kg... Nowa walka, wsparcie dietetyczki, redukcja oparta na tłuszczach - niby podobne do Montignaca, ale jednak zdecydowanie inne, inne zasady. I tak zbiłem do 83 kg, kiedy przyjechała teściowa na Wielkanoc... Jak ja nie lubię świąt, zaburzają zawsze wszystkie plany, siedzi się i się je... Aktualnie 85 kg, tydzień do Teneryfy, a ja nie osiągnąłem tego, co bym chciał... Ale do lipca jeszcze czas! Marzenie? 79kg i mniej lub nieco powyżej 80kg ale zamiana tłuszczu w mięśnie... Przekonać się, że ćwiczenia w domu z użyciem własnej masy są fajne! Brzuszki, pompki, regularna dieta... Co jem? - na śniadanie tłuste - bekon, jajka, masło orzechowe, sporo warzyw (w teorii ), ciemny chleb sporadycznie, awokado - kurczak, indyk, ryby, smażone na oleju kokosowym, nie gotuję mięsa bo nie mam na to czasu + sporo warzyw - biały ser, maślanki, mleko bez laktozy (bo mi się pierdzi ), oliwa z oliwek - zlikwidowałem białe pieczywo, a ciemne jem bardzo sporadycznie. Da radę żyć bez pieczywa. - ziemniaki bardzo rzadko - cukier wyeliminowany, słodzę ksylitolem, jestem na drodze do wyeliminowania i jego - niestety mam słabość do słodkiego, ostatnio faza na batony energetyczne, a na rower chodzę rzadko... I cała ta dieta jest zrobiona tak, bym... energetycznie wychodził na zero - jeśli się trzymam. Wszystko co zrzucę mogę zrobić tylko jednym --> RUCH!!!! Teoretycznie powinienem mieć solidny trening trzy razy w tygodniu i chudnięcie od 0,5 do 1kg na tydzień. A praktyka jest taka, że sobie pozwalam za dużo, a zamiast treningu to siedzę i obrabiam filmy Mam nadzieję, że moja historia się spodobała Jak coś to pytać Yarpenn Edytowane 7 Maj 2017 przez Yarpenn A bo mi się źle klikło ;) 1 4 Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 (edytowane) Kraina Yarpenna to jeden z moich ulubieńców na YT. Pozdrawiam Edytowane 7 Maj 2017 przez Beata K Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Jeeeeeeeeeee! potraktuj siebie jako bardzo dla mnie cennego rodzynka, bo statystyki mówią mi, że panie są w zdecydowanej mniejszości 1 Odnośnik do komentarza
Iwona Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Yarpenn- skąd ja to znam ? trzymaj się chłopie- i nie wyrzucaj sobie folgowania, chociaż ogranicz je trochę ! Kiedyś osiągnęłam "masę krytyczną" - też nie mogłam obciąć paznokci u stóp i ich pomalować, podbiec do autobusu czy przykucnąć i wstać "bez trzymanki " -to był horror -i wtedy powiedziałam "DOSYĆ" . Roztyłam się tak po ciężkiej chorobie, nie wolno mi było stosować diet , musiałam jeść to na co akurat miałam ochotę , bo inaczej nie mogłam nic przełknąć a siły mi były potrzebne do walki z choróbskiem. Chorobę pokonałam, ale niestety folgowanie i zaspokajanie zachcianek pozostało, a brak aktywności spowodowanej trochę lenistwem a trochę stanem zdrowia ( częściowe paraliże ramienia, nietrzymanie nóg ) sprawiły ,że kilogramy przybywały . Po osiągnięciu jak pisałam masy krytycznej i zmiany żywienia zrzuciłam 15 kilo - i to trzymam już 4-czy 5 lat. Powinnam jeszcze trochę zrzucić - jakieś 5 kg- ale jakoś mimo aktywności ruchowej - waga nie chce lecieć w dól- dodatkowo mam zespół Hashimoto z niedoczynnością tarczycy i to też nie pomaga z walką z kilogramami. Jestem jednak o wiele sprawniejsza, jeżdżę na rowerze , zimą wróciłam po 15 latach do narciarstwa, uprawiam też nordic walking. I wiesz co Ci napisze - nie patrz na to jak wyglądasz, nie rób niczego dla wyglądu ( bo "wygląd" wcześniej czy później przemija )- rób to dla SIEBIE ! dla swego samopoczucia i sprawności :)I jeszcze- żadna dieta nie przyniesie efektu długofalowego jeżeli nie będzie przez Ciebie akceptowana- wiadomo, że zmiana żywienia wymaga często rezygnacji z ulubionych smakołyków- zwłaszcza ze słodyczy, ale te np. można zastąpić (oczywiście w przyzwoitych ilościach ) np. daktylami- słodkie i bardzo zdrowe, suszona żurawiną czy wędzonymi śliwkami ( takie nasze polskie- nie kalifornijskie kandyzowane).Wiem jak trudna walka jest z kilogramami - dlatego TRZYMAJMY SIĘ ! czego Tobie i sobie oraz innym "przy kości" życzę 1 1 Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Dzięki! I Tobie też życzę dużo wytrwałości Problem z większością diet polega na tym, że wymagają ode mnie obecności w kuchni, tego nienawidzę. A chwycić za baton jest dużo, dużo prościej. Czasem jest po prostu całym dniem taki zmęczony, że nie chce mi się jeszcze w kuchni stać i gotować wątpliwej jakości posiłek na następny dzień Odnośnik do komentarza
Remigiusz Banach Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 @Yarpenn ja w poprzednim roku kiedy stanąłem na wadze też powiedziałem sobie dość Waga pokazała 94 kg. Kupiłem sobie rower, w tym roku wprowadziłem dietę typu MŻ (mniej żreć) i teraz jest coraz lepiej Wczorajszy pomiar (83,2 kg) napawa optymizmem. Cel jeszcze nie osiągnięty, ale mam nadzieję, że przed wakacjami zejdę poniżej 80 kg. Wytrwałości życzę Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Dasz radę I pamiętaj, że MŻ jest tylko skrótem myślowym, mogącym wprowadzić w błąd. Wiele osób bierze to na poważnie, robi sobie głodówkę, a potem jojo gotowe Odnośnik do komentarza
Remigiusz Banach Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Ja to praktykuję w ten sposób, że mniej ale częściej Odnośnik do komentarza
GBike Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 2 godziny temu, Yarpenn napisał: Dasz radę I pamiętaj, że MŻ jest tylko skrótem myślowym, mogącym wprowadzić w błąd. Wiele osób bierze to na poważnie, robi sobie głodówkę, a potem jojo gotowe Jojo tak czy inaczej cie dopadnie jak zerwiesz ze sportem. Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 52 minuty temu, GBike napisał: Jojo tak czy inaczej cie dopadnie jak zerwiesz ze sportem. E, akurat niekoniecznie. Zależy jaka dieta. Są takie, co w ogóle nie zakładają sportu Zresztą mówię tu o klasycznym jojo - powrót do poprzedniej wagi i jeszcze dowalenie Odnośnik do komentarza
Iwona Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 (edytowane) Żadna dieta krótkotrwała ( do osiągnięcia upragnionej wagi ) nie pomoże aby ją ( wagę) zachować. Trzeba po prostu ( wiem- nie takie to proste ) zmienić nawyki żywieniowe- ustalić co jest powodem tycia i unikać tego- jemy słodycze ( to nie tylko cukier ale również najróżniejsze tłuszcze utwardzane - szkodliwe i tuczące) , nadmiar białego pieczywa, ziemniaków , makaronów itp w połączeniu z tłuszczami to może u danej osoby prowadzić do otyłości. U mnie najlepiej sprawdzała się dieta eliminacyjna i białkowa- wiem, że słodycze i węglowodany źle na mnie wpływają. Jak jadłam wykluczając łączenie węglowodanów z białkami to bardzo zeszłam z wagi i długo ją utrzymywałam- ale przyplątało się choróbsko i zrezygnowałam z takiego odżywiania. Planuję do tego wrócić, najgorzej jest zima , kiedy brak świeżych warzyw (np. pomidorów, ogórków) - te "świeże" zimowe jakoś mi nie wchodzą . Niemniej jednak podstawą jest eliminacja słodyczy, napojów gazowanych, cukru. 36 minut temu, Yarpenn napisał: Zależy jaka dieta. Są takie, co w ogóle nie zakładają sportu Owszem - sport to podobno tylko w 30 % ułatwia zrzucanie wagi. Niemniej aktywność ruchowa wspomaga a przede wszystkim usprawnia człowieka i poprawia wydolność serduszka. W moim przypadku w rachubę wchodzi aktywność na świeżym powietrzu- nie mogę się przekonać do różnego rodzaju aktywności "halowej" - zamknięte przestrzenie nie dopingują mnie do wysiłku, wręcz przeciwnie- przytłaczają i nudzą, no i tyle pięknych rzeczy ( przyrody) w czterech ścianach nie zobaczymy Edytowane 7 Maj 2017 przez Iwona Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Fantastycznym sportem 'halowym', o którym marzę jest spinning, tudzież indoor cycling. Przepiękna sprawa Grupowe jeżdżenie na rowerze pod dyktando prowadzącego Odnośnik do komentarza
Iwona Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 25 minut temu, Yarpenn napisał: spinning, tudzież indoor cycling To jest to samo czy czyś się różnią te formy ? Może na sezon późnojesienny i zimowy jest to jakaś alternatywa . . Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Ja do dzisiaj nie widzę między nimi różnicy, dla mnie to to samo aczkolwiek trenerzy mają zgoła inne zdanie Pewnie google będzie wiedział więcej na ten temat. Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 7 Maj 2017 Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 Trzymam kciuki, waleczny krasnoludzie. Zachęcasz na końcu do zadawania pytań, to ja mam jedno: przy jakim wzroście tę walkę z wagą toczysz? Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 7 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 7 Maj 2017 180 cm, jak się wyprostuję Fakt, ważna wytyczna Dzięki! Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 8 Maj 2017 Udostępnij Napisano 8 Maj 2017 Zawsze kiedy widzę Twoje zdjęcie profilowe przypominasz mi aktora Jasona Stathama A wracając do tematu aktywności "halowej", marzę o meczu siatkówki. Tak mnie wzięło na wspominki Spinning doprowadziłby w moim przypadku do zgonu (wnioskuję po obejrzeniu kilku treningów). Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 8 Maj 2017 Autor Udostępnij Napisano 8 Maj 2017 Parę osób mi już o tym Stathamie powiedziało, szczególnie jak byłem ciut khe khe młodszy i khe khe szczuplejszy A co do spinningu to skoro ja dałem radę to Ty dałabyś tym bardziej. Obciążenia dobierasz pod kątem siebie. Startowałem tam z wagą naprawdę dużą, a teraz nie mogę bez tego żyć W Szwajcarii nie ma grup do tego (lub są po szwajcarsku, którego nie trawię), więc treningi robię sobie sam Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 3 Lipiec 2017 Autor Udostępnij Napisano 3 Lipiec 2017 Ech, jojo powróciło. O tyle dobrze, że świadome i wiedziałem, jak to się skończy. Wczasy, potem chwila wolnego, chrzciny, wesele, odwiedziny w PL. Kulminacją było wesele, gdzie miałem założony ślubny garnitur z wagi 82... Marynarka wisiała na krześle, bo rąk nie szło podnieść, o zapięciu nie ma mowy. Wróciłem do domu, stanąłem na wadze... 90 kg. Tia. Jak dobrze, że za tydzień urlop się kończy, wracam do domu i mogę wrócić do diety... Wiem, że z problemem muszę poradzić sobie sam, ale kilka słów otuchy na pewno się przyda Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 3 Lipiec 2017 Udostępnij Napisano 3 Lipiec 2017 Za te 5 kg to baty a nie słowa otuchy się należą Wiedziałeś, że waga skoczyła w górę i dalej hulaj dusza piekła nie ma. No ładnie. Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 3 Lipiec 2017 Autor Udostępnij Napisano 3 Lipiec 2017 (edytowane) Wiedziałem, że skoczyła w górę i taki był nawet plan, z prostego powodu - diety na wczasach na Teneryfie nie utrzymasz - tam jedziesz odpocząć. Potem faktycznie w domu sobie odpuściłem, a teraz dwa tygodnie w Polsce dieta jest tym bardziej niemożliwa. Wiedziałem, że dowalę do pieca i wiedziałem, że powrót będzie bolał Kluczem jest nauczyć się robić fajne warzywa. Generalnie ich nie lubię, przyrządza się je najdłużej, a smakują najgorzej, choć są kluczem do napchania żołądka i utrzymania niskich kcal... Edit: Co nie zmienia faktu, że jestem bardzo wdzięczny za baty, bo w zasadzie to mi nikt ich nie spuszczał, zawsze głaskali po główce Może to lepsze rozwiązanie? Edytowane 3 Lipiec 2017 przez Yarpenn Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 3 Lipiec 2017 Udostępnij Napisano 3 Lipiec 2017 Spokojnie cóż to jest raptem 90 kg, zrzucisz to myślę że przed końcem sierpnia twardy zawodnik z ciebie i dasz rade, tym bardziej że ja wierze w ciebie a to już coś Odnośnik do komentarza
Yarpenn Napisano 4 Lipiec 2017 Autor Udostępnij Napisano 4 Lipiec 2017 Dzięki Niestety to jest AŻ 90 kg, ostatnie 10 kg jest najtrudniejsze do zrzucenia, bo od 80 kg zaczynam być "chudy" Odnośnik do komentarza
Gość Napisano 4 Lipiec 2017 Udostępnij Napisano 4 Lipiec 2017 1 godzinę temu, Robercik napisał: Jednak wydaje mi się że to w dużej mierze zaciąg wodny. Ja też podejrzewam, że to bardziej to właśnie. 10 godzin temu, Yarpenn napisał: Wiedziałem, że dowalę do pieca i wiedziałem, że powrót będzie bolał A tam, bolał. Potraktuj to jak wyzwanie i przygodę. Takie szachy z wagą. Straciłeś trochę na tym na przegrupowaniu, ale trzymaj linię frontu. Co dzień zdobywaj trochę pola do przodu w tej batalii. A w najgorszym wypadku - nie ruszaj się z miejsca, w sensie - nie cofaj się. Mnie niesamowicie kręci taka "strategiczna" zabawa. Jakiś czas temu w wyniku hardkorowego wypadku na rowerze, neurolog zabronił mi prowadzić jakiekolwiek pojazdy na kilka tygodni (z rowerem na czele), basen też nieco zaniedbałem, bo się musiały szlify zagoić (a i ze strupami na basenie też jakoś tak nie bardzo się pokazać). Biegać mi się wtedy też nie chciało, bo ciągle lało, pompki, brzuszki i inne dobrodziejstwa kalisteniki też sobie odpuściłem, bo przecież "jestem poszkodowany i muszę najpierw dojść do siebie". I bach, nagle okazało się, że z 68 kg skoczyło do 72... Przy moim wzroście 169 cm, to duuuuża różnica. Do tego spadła mi widocznie masa mięśniowa, mój ulubiony mięsień trójgłowy ramienia schował się w sobie i przestał wystawać, co napawało mnie smutkiem i żalem. Co prawda na rower wsiadłem już po dwóch tygodniach, ale bardzo oszczędnie i delikatnie. Od mniej więcej czerwca zacząłem intensywne wracanie do formy. Rygor w jedzeniu i trzymanie dyscypliny, regularny ruch i zamierzone cele treningowe. Dzięki ci, Stravo. Na początku szło bez widocznych efektów, ale mięśnie musiały sobie przypomnieć po co są. Aż w końcu coś się ruszyło. 26.06 było 72,3. I codziennie po kawałku odgryzałem nieco. Dziś (4.07) jest 70,3. Przez lipiec chcę ścieniować się do 66 (w sierpniu bowiem mam zaplanowane dwa starty w maratonach MTB i przyda mi się mniejszy balast) a potem oscylować w granicach 68, bo wtedy wyglądam najlepiej. Ale czemu o tym wspominam. Bo niesamowicie cieszy mnie to wyzwanie zbicia tych kilku ciężkich do zjechania kilogramów. Utrzymywanie wagi to jak jazda na rowerze po płaskim. Zbijanie wagi, to trochę jak jazda pod górę. A mnie zawsze bardziej cieszyły podjazdy. Tobie też życzę, żebyś znalazł w tym radość, a nie tylko komplet wyrzeczeń. Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się